10. Zanim odszedłeś
– Tak, słucham.
– Cześć.
– Cześć – odpowiedziałam niepewnie, a potem nastała cisza, która wydawała się nie mieć końca. Po chwili wydusiłam z siebie:
– Coś się stało?
– Nie, nie… tylko od dawna chciałem cię usłyszeć i…
– To miło, że dzwonisz…
– Wioletta, chciałbym z tobą porozmawiać. Moglibyśmy się spotkać?
Chciałam być sarkastyczna i powiedzieć, że skoro zdobyłeś się na wysiłek i dzwonisz, skoro już gdzieś pod stertą innych ważnych spraw na wierzch wypłynęła moja… i tak dalej, to tak, możemy, ale nie, ja jak zawsze musiałam być uprzejma, do pieprzonego bólu zachować się z klasą.
– Okej, jeśli uważasz, że to dobry pomysł, to się spotkajmy.
– Masz czas jutro tak po osiemnastej?
O nie, pomyślałam, jutro? Jak ja do jutra wytrzymam? Jak mam do jutra się zastanawiać, co mi powie, co ma mi do powiedzenia…!!!?
– Tak, możemy się zobaczyć jutro.
– Jeśli nie zmieniłaś miejsca zamieszkania, to przyjadę po ciebie…
– Przyjedź, nic się nie zmieniło… to znaczy adresu nie zmieniłam – dodałam szybko, bo zmieniło się przecież wiele, a może nie…?
– Wioletta, życzę ci miłego dnia, ciszę się, że cię usłyszałem.
– Tobie również Nieznajomy, do jutra…
Włączyłam suszarkę i zaczęłam suszyć włosy, mając nadzieję, że jej głos zagłuszy wspomnienia, które zaczęły napływać do mojej głowy, ale obrazy z nim związane przesuwały się coraz szybciej i stawały się coraz bardziej wyraźne. Czułam, jak zalewają cały mój teren, jak sufit zaczyna się obniżać i kurczą się płuca, jak kruszeje pod naporem wspomnień cała teraźniejszość, moja przyszłość, którą układałam sobie bez niego, moje obietnice.
W gruzach legła cała moja nadzieja, że uwolniłam się od miłości, która mnie raniła, która nic dobrego nie wnosiła w moje życie. Jeden telefon, dźwięk jednego znajomego głosu… dlaczego nie powiedziałam: „nie, nie mogę się z tobą zobaczyć, już nawet moje ciało do ciebie nie należy, dotykał go ktoś inny…”.
Boże, nie, nie miałabym odwagi mu tego powiedzieć, nie mogłabym mu powiedzieć, że tak szybko poszłam z innym do łóżka, że ten inny dał mi coś… coś, co trwało tylko chwilę… Tak, nawet nie byłoby sensu tego wspominać, tylko bym go zraniła. Na szczęście on o to nie zapyta, nie będzie mnie pytał, czy wciąż jestem jego… nie, nie zapyta!
Odczuwałam niemal fizyczny ból, jednym swoim brzmieniem rozwalił mój system wartości, z mozołem zbudowane nowe połączenia nerwowe w moim mózgu. Musiałam zrobić coś, aby móc dotrwać do jutra, tylko co? Nagle spojrzałam na zegarek – o kurczę, co ja włożę?! Otworzyłam szafę i znowu zadzwonił telefon. Nie pozwolą się ubrać – pomyślałam.
– Tak?
– Cześć, Wioletta, to ja.
– O, cześć, nie jesteś w pracy?
– Mam dziś wolne i pomyślałem, że miałabyś ochotę zjeść ze mną kolację.
– Tak, chętnie, o której?
– O dziewiętnastej?
– Jasne, ale teraz już powinnam być w drodze… Przyjedziesz po mnie?
– Tak, o dziewiętnastej.
– Okej, pa.
Nie wiem, czy zgodą na kolację bardziej zaskoczyłam siebie, czy Bonjowiego. Od tygodni mu odmawiałam, od miesiąca go nie widziałam. A teraz, teraz już było mi wszystko jedno – Robert powiedziałby, że napatoczył się w najbardziej odpowiednim momencie.
Usiadłam na łóżku i poczułam, jakby zatrzymał się czas. Siedziałam z twarzą zakrytą dłońmi i już o niczym nie chciałam myśleć. Po kilku głębokich oddechach dokończyłam ubieranie się, a cały bałagan w głowie zostawiłam za zamkniętymi drzwiami – chyba.
– Gdzieś się wybierasz?
– Tak, idę na kolację.
– Super. – Robert cieszył się, że wychodzę, a ja, mimo że bardzo chciałam, nie wiedziałam, jak mu powiedzieć, że dopadła mnie przeszłość.
– Tak, ale to nic takiego, tylko kolacja, raczej mam inny problem… – I zamilkłam.
– Jaki? – zapytał niespokojnie Robert.
– Bo widzisz, bo ja… ja jutro spotkam się z Nieznajomym – wykrztusiłam.
– Cooo!!!? Jak to, napisał do ciebie? Po co? – Robert, oszołomiony wiadomością, nawet nie zapytał, z kim idę na kolację. Liczył się tylko gest Nieznajomego.
– Nie wiem po co, ale nie pisał, zadzwonił… Wiesz, nie chcę o tym rozmawiać, nie radzę sobie z tą myślą, nie radzę sobie z myślą o nim, o Willym, a na głowie mam ważniejsze sprawy. Nie rozmawiajmy o tym, powiedz mi, po co dzwonisz.
– Chciałem cię prosić, żebyś porozmawiała z moją córką. Ostatnio zachowuje się dziwnie, chce wyjechać do Kanady, ma tam koleżankę, a ja boję się ją stracić… zadzwoń do niej… proszę.
– Robert, przecież wiesz, że nie możesz jej niczego narzucać, to jej życie…
Rozmowa na inny temat pozwoliła mi spojrzeć na poranne wydarzenia z zupełnie innej perspektywy. Powróciłam do rzeczywistości, a dwie godziny później jadłam kolację z Bonjowim. Sympatyczny wieczór przerodził się w noc wypełnioną seksualnymi wyczynami. To był sport, środek odstresowujący – wmawiałam sobie, gdy leżałam już w swoim łóżku – to już się nie powtórzy, nie powtórzy. Nie powiem tego Robertowi, nawet jemu się nie przyznam, nikomu.
Całą noc śnił mi się Nieznajomy, który robił mi wyrzuty, i to nie z powodu Willy’ego, ale właśnie Bonjowiego.
Obudziłam się cała mokra od łez. Tak nie można żyć, w strachu przed tym, co powiedzą inni, w obawie przed opinią, tak nie można żyć. A może nie można uciekać? Może lepiej by było, gdybym wciąż opłakiwała rozstanie z Nieznajomym? Może Willy, Bonjowi… może to nic dobrego nie niesie, to tylko zachowania ucieczkowe, tak jak upajanie się alkoholem i wmawianie sobie, że to nie jest uśmierzanie problemów, zamiatanie ich pod dywan.
Wstałam. Dzień był słoneczny, tak jakby lato się żegnało, ale nie mogło odejść, a przecież jest już prawie listopad. Podobnie jest z myślą o Nieznajomym, niby już go nie było, a jednak…
Kliknij w to zdanie i czytaj kolejny odcinek.